Zburzyć mury, otworzyć serca

9/18/2015 Agnieszka 0 Comments


Niespełna 26 lat temu miliony ludzi świętowało upadek Muru Berlińskiego, symbolu zimnej wojny i rozłamu społeczeństwa. Dziś jakby na przekór znowu staramy się tworzyć podziały, oddzielać świat "lepszy" od "gorszego".
Setki, właściwie tysiące lat historii, z których nie potrafimy wynieść wniosków i wielkie hasła humanitarne, z których nic nie wynika.



Koniecznie musicie poznać Tahira. Tahir zaprosił mnie na fejsbuku, a nieco egzotyczne dane skierowały mnie prosto na jego profil. Tahir ma smartphona i markowe ciuchy, Tahir nie jest uchodźcą, chodź jego rodzice imigrowali wiele lat temu w poszukiwaniu lepszego życia. Tahir jest bardziej europejski niż niejeden wielopokoleniowy obywatel państwa, w którym żyje. Tak na prawdę nie jest ważny w tej historii, ale udzielanie się na jego tablicy spowodowało, że czasem dostaje zaproszenia do znajomych z najróżniejszych części świata. Zdarza mi się rozmawiać z chińczykami o Auschwitz i z holenderkami o festiwalach muzycznych. Nie ma to znaczenia, bo Nie znamy się, ale przyjmę Cię do znajomych na fejsie

Spędzając kolejne popołudnie przy internecie, skrobiąc mało ciekawy referat w towarzystwie kubka kawy, usłyszałam znajome "plum" oznajmiające przyjście powiadomienia na niebieskim portalu. Szybki ruch myszki i mikrosekundy dzielące mnie od kliknięcia w button, gdy zawahałam się. Rysy daleko odbiegające od "arysjskich", muzułmańskie nazwisko. Przez ułamek sekundy poczułam strach. Chwilę później falę nienawiści. Nie na tego, bogu ducha winnego człowieka. Do siebie, że dałam się porwać emocjom i do mediów, że te emocje u mnie zakorzeniły. Wyobraźcie sobie jak wielka potrafi być manipulacja w masówce, żeby u człowieka skrajnie tolerancyjnego wywołać strach spowodowany.. tak naprawdę czym? Człowiekiem, który znajduje się na krańcu świata? A jego jedyną winą jest to, że nie urodził się w "dobrym" okręgu kulturowym? O mój borze, o mój borze, jaka ja byłam głupia, że dałam się tak łatwo poddać narzucanemu obrazowi. Właściwie tak mogłaby się skończyć ta opowiastka, ale wtedy nie byłoby godzin przemyśleń, ani tego tekstu.

Nie jestem teraz pewna, czy to z ciekawości czy z przypadku, ale zaczęłam przeglądać galerię owego nieznajomego. Zdjęcia jak każde inne, obiad w restauracji, selfie z imprezy, w koszulce ulubionej drużyny. Wówczas dotarła do mnie rzecz ważna, jeśli nie najważniejsza.
Ta osoba, uchodźca, do którego najchętniej byś strzelał, jest Tobą. Różnicie się kulturą, religią, może poglądami, jednak tego co Was łączy jest o wiele więcej. Oboje kochacie i nienawidzicie, oboje tęsknicie za dziecięcą sielanką i obawiacie się o przyszłość, oboje pragniecie zdrowia i szczęścia dla swojej rodziny. Oboje macie problemy w pracy i oboje lubicie tańczyć, bo tak naprawdę niczym się nie różnimy. 

Kiedy wojna się kończy zostają tylko statystyki, wielocyfrowe liczby i niekończące się listy obcych nazwisk. Pozostaje Jan Kowalski, jeden z wielu, niedoceniony jako jednostka, zapamiętany jako mięso armatnie. Nie widzimy tragedii konfliktów zbrojnych, bo nie chcemy jej dostrzegać. Gdy dociera do nas, że Jan nie tylko był żołnierzem, ale i mężem, absolwentem szkoły, której nienawidził, ale którą wspominał cały czas, bałaganiarzem, który rok wcześniej poplamił koszulę niebieskim tuszem i synem, który mimo nagannego zachowania zawsze pilnie się uczył, dopiero wtedy pojmiemy prawdziwie oblicze wojny.

Wiele lat temu,gdy zdałam sobie z tego sprawę zimny pot oblał moje ciało, a czarne barwy nie chciały opuścić moich myśli. To był jeden Jan, który przeżył tysiące uczuć, a jego oczy widziały miliony obrazów. Jan, który kochał, ale i ranił. Jan, który jest tylko symbolem milionów nazwisk rozsianych po całym świecie, na tablicach pamiątkowych.

Gdy patrzymy na uchodźców widzimy tylko ciapatych, bezosobowe relacje i tysiące anonimowych ludzi. Nawet nie próbujemy zrozumieć cierpienia przez jakie przechodzi osoba, która zmuszona jest opuścić swój kraj. Chcemy by świat był tak prosty jak nam się wydaje, przyjąć ludzi do swojego kraju czy nie, zapominamy, że podejmując tę decyzję bierzemy odpowiedzialność za tych wszystkich ludzi, za ich potrzeby i marzenia.

Powinnam podać choć jeden argument, przekonujący do pomocy uchodźcom, ale jeśli mam być szczera - nie mam żadnego. Dla mnie oczywiste jest, że gdy ktoś błaga o pomoc wyciągnę do niego rękę. To jest kwestia moralności i empatii, a nie dyskusji na temat szkód czy profitów. To jest człowieczeństwo, do którego tak chętnie nawołujemy, a tak ciężko przychodzi nam samym.

Agnieszka